Nadmorskie klimaty

Wakacje nad polskim morzem na stałe wpisały się w kalendarz letnich wojaży naszej rodziny. W tym roku padło na Świnoujście. Miałam w planach konkretne kadry, uszykowałam dla dzieciaków stylizacje. Z pomocą przyszedł mi lokalny second-hand, gdzie zakupiłam koszulę dla Kuby (damska, r0zmiar 36) oraz damską spódnicę z haftowanego batystu z myślą o przerobieniu jej na bluzeczkę dla Basi.

Na sesję wymarzyłam sobie okolice Młyna – miejsce dość oblegane za dnia. Nie mogłam liczyć na brak ludzi o zachodzie słońca, pozostała jedna opcja – wczesna pobudka i sesja o wchodzie słońca. Nie spodziewałam się zbytniego entuzjazmu, jednak dzieciaki stanęły na wysokości zadania, a nagrodą były cieplutkie bułki na śniadanie o 6:30 rano.

 

Hej, górol ci jo, górol

Z odrobiną przekory, z artystycznym założeniem, typowo góralskie akcenty trafiły nad polskie wybrzeże. Bałtyk przywitał nas łaskawie – miłą pogodą. A w rolach głównych wystąpiły:

  • spódniczka z koła z tkaniny zakupionej w Nowym Targu dwa lata temu z halką typu pettiskirt
  • bluzeczka z milutkiej bawełny (również sklep w Nowym Targu)
  • torebka i korale (Gubałówka)
  • kierpce (allegro)

Mała Syrenka

Przez jakieś 3 tygodnie była ulubioną postacią z bajek mojej Basi. „Mała Syrenka” była wałkowana na zmianę z „Małą Syrenką 2” i „Małą Syrenką 3”. Baś opanowała ścieżkę dźwiękową, brakowało stroju. Dzięki współpracy z właścicielką sklepu Nooma zawitały do mnie przecudnie mieniące się dzianiny w różnych (syrenkowych) kolorach. Uszycie syreniego ogona dodało mi kilku siwych włosów – cieniutka dzianina musiała być podklejona, przepikowana z owatą i cienkim jerseyem (od wewnątrz) w łuski. W grę wchodziło jedynie pikowanie swobodne, czyli takie prowadzenie kilku warstw materiału, by maszyną narysować na materiale rybny wzór. Przy pikowaniu naklęłam się jak szewc, ale każdy rządek łusek, który przybywał na ogonie utwierdzał mnie w przekonaniu, że należy kontynuować szycie.  Płetwę musiałam dodatkowo usztywnić karimatą – by ustabilizować kawał wyrobu.

I tradycyjnie, ogon powstał sporo przed samą sesją – w tak zwanej „wolnej chwili”.  Natomiast „staniczek” – na kilka godzin przed wyjazdem na nadmorski urlop, na szybko (bo zapomniałam o tym ważnym elemencie stroju!).

Ze zdjęciami czekaliśmy oczywiście na wyjazd na nadmorski urlop. Mąż z niepokojem zerkał na kolejne pakowane do auta stroje i stylizacje. Pozostało liczyć na sprzyjającą aurę choć prognozy nie wyglądały obiecująco. Sobotnie popołudnie miło nas zaskoczyło po kilku dniach przeplatanych deszczem. Słońce wręcz oślepiało, niełatwo było uzyskać wymarzony efekt na zdjęciach. Baś współpracowała wspaniale, tym razem obyło się bez strojenia min i przybierania dziwnych póz (była przecież unieruchomiona ogonem ;)).

Wieczorem, po przejrzeniu ponad dwustu ujęć czułam niedosyt, chciałam powtórzyć sesję. Liczyłam na delikatne zachmurzenie następnego dnia. Pogoda postanowiła spełnić moje marzenia z nawiązką – na plaży dął silny wiatr, zacinał chwilami deszcz. Baś kolejny raz dała z siebie wszystko. W dosłownie kilka minut zrealizowałam z nią dwa kolejne udane kadry, po czym szybciutko odziałam w ciepłą kurteczkę. Kuba w tym czasie zażywał „zdrowotnej” kąpieli morsa 😉

Niech nie zwiedzie Was ciepełko zachodzącego słońca – to magia Photoshopa. Rzeczywistość była dużo bardziej skomplikowana…

Wiking w scenerii nadmorskiej

Zaplanowany na weekend majowy wyjazd nad morze stał się pretekstem do sfotografowania stroju Wikinga, o którym pisałam już wcześniej w tym poście.  Miałam wyraźnie nakreśloną koncepcję jak ma wyglądać efekt tej sekcji: Jakub na plaży wpatrujący się w nadpływające statki. Znalazłam zdjęcie w banku zdjęć, które miało posłużyć do fotomontażu. Pozostało czekać czy pogoda będzie łaskawa.

 

Ostateczne zdjęcie złożyłam z trzech poniższych

 

SONY DSC

iStock_000064278157_Doubledd DSC02204

I efekt oto taki.

 

DSC07007web

I jeszcze ze dwa bonusy

DSC06974web DSC07005web