Czy Bambi był chłopcem czy dziewczynką?

Bo jeśli był dziewczynką, to różki z gałązek nijak nie pasują… Nie byłyśmy w stanie jednoznacznie rozstrzygnąć tej kwestii, nie było czasu na oglądanie bajki po dłuższej przerwie. Postanowiłyśmy zaufać intuicji – postawiłyśmy na chłopca. Po sesji zdjęciowej Basia zdecydowała jednak odkleić rogi, chciała mieć sarenkę.

Po wykrój sięgnęłam do jednej z książek Tonne Finnager „Fairy Tale Wonderland”. To jedna z bardziej udanych pozycji w kolekcji tej skandynawskiej projektantki. Pełna baśniowych postaci  i jak zwykle cudnych zdjęć.  Jelonkowy, zamszowy materiał leżał u mnie przynajmniej 5 lat (na początku swojej przygody z szyciem namiętnie kupowałam ciekawe koszule w lumpeksie  z myślą o daniu im drugiego życia), ale przyszedł na niego czas.

Świąteczny czas…

Przygotowania do Świąt w każdym roku przybierają inny charakter. Raz pieczołowicie szykuję prezenty, innym razem idę w tej kwestii na łatwiznę, angażując całą energię w nowe dekoracje do domu.  Przychodzi mi to z trudem. Nie mam zmysłu dekoratorskiego, a wizyta w centrum ogrodniczo-dekoracyjnym skutkuje bólem głowy od nadmiaru stylizacji. Nie umiem też lekką ręką wydać kilkuset czy tysiąca złotych na dekorację, która rozstawiona w domu może wyglądać inaczej niż sobie wymarzyłam buszując wśród sklepowych półek.

Od kilku lat szykuję elementy dekoracji (raczej przypadkowe, pod wpływem impulsu), które dołączają do zeszłorocznych i komponują się z nimi raz lepiej, raz gorzej. Dekoracja z zeszłego roku ozdobiła dom i tym razem. Na pólkach zasiadły też niedźwiedzie polarne. Planem na ten rok były figurki żołnierzyków inspirowane klimatem baśni Andersena z wykorzystaniem wykroju od Tonne Finnanger (skandynawskie wzornictwo). Jakkolwiek pięknie i prosto wyglądają w książce, szycie wymaga skrócenia szwu i manewrowania po zakrętach.  A wypychanie wąziutkich elementów? Istna tortura!

W zgodzie z tradycją…

Jakoś tak poukładały się moje szyciowe poczynania, że corocznie przygotowuję świąteczną sukienkę dla córki. To chyba raczej moje widzimisie, niż autentyczna potrzeba Basi. W szafie wiszą jeszcze kreacje z lat ubiegłych ( np. —> ta <—-), gdyż Mała rośnie niespiesznie, a tu sklepy internetowe tradycyjnie kuszą nowymi wzorami. I tak oto urzekła mnie kolekcja Camelot Fabrics, którą wypatrzyłam w sklepie Miekkie. A kolekcje tkanin mają to do siebie, że każdy ze wzorów pasuje do innego i można dowolnie mieszać i łączyć wzory w jej obrębie.

I przyznam szczerze, miałam spory dylemat by wybrać jeden z nadruków na świąteczną sukienkę. W dwóch zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Dość odważne połączenie wydawało mi się mało racjonalne – dwa różne i dość charakterystyczne wzory mogły kłócić się w jednym produkcie,  ale serce podpowiadało by dać upust świątecznej jarmarczności i pozwolić sobie na odrobiną szaleństwa.

Zawsze na czasie

Do ostatniej chwili czekałam. Wertowałam oferty sklepów w poszukiwaniu dzianiny idealnej. Bo w głowie był plan – zdjęcie rodzeństwa w świątecznym klimacie. Ale  takie bardziej portretowe, ponadczasowe, bez modnych tylko w tym roku dodatków.

Zakupy w sklepie Dresowka.pl kolejny raz uświadomiły mi, że dzieci ROSNĄ i że jakkolwiek by kroić,  z metra materiału nie ma cienia szansy uzyskać dwóch golfików dla (standardowego) 9-latka i (maławej) 6-latki. Domówiłam szybciutko pół metra i byłam gotowa uszykować zaplanowane stylizacje.

I tu ciekawostka! Dzianiny swetrowe jakoś nigdy specjalnie nie były moim głównym celem polowań materiałowych, tak tym razem synek  odmówił zdjęcia swetra po sesji. I nie drażnił go golfik przy szyi, nie narzekał na wzór – krótko mówiąc – stworzyłam sweterek idealny! Miękkość materiału przy skórze wygrała.

A same zdjęcia? Dwa podejścia, w sumie godzina ustawiania, groźby, przekupstwa i tłumaczenia… Ale mam TO! 😉