Kłody pod nogi!

Kilka dni temu na swoich fanpage’ach obiecałam krótką instrukcję wykonania przeszkód do skoków z konikami Hobby Horse.

Zachęcam do spróbowania swoich sił w majsterkowaniu, zwłaszcza jeśli do obdarowania jest jakaś fanka koników na kiju.

LISTA PRODUKTÓW
6 kantówek 5×5 cm o długości 100 cm

3 kantówki 6×2 cm o długości 250 cm

kołki drewniane o średnicy 10 mm i długości 5 cm

rurki plastikowe o długości 150 i 116 cm

taśmy kolorowe

INSTRUKCJA WYKONANIA

W kantówkach wyznaczyłam 18 punktów do wywiercenia otworów. Otwory są na wysokościach 10, 20, 30 cm itd…
Ten sposób umieszczenia kołeczków sprawia, że rurka siedzi idealnie pomiędzy nimi i jednocześnie bez problemu spada, gdy zostaje potrącona.

Do wywiercenia użyłam wiertarki kolumnowej.

Następnie młotkiem gumowym wbiłam kołeczki w otwory.

Długie kantówki zostały pocięte na 24 krótsze elementy o długości 30 cm i wkrętami do drewna przymocowane na krzyż jako podstawy grubszych kantówek.

Na zakupionych rurkach widniał napis producenta. Częściowo udało mi się zmyć go zmywaczem do paznokci, ale musiałam wspomóc się bloczkiem do manicure.

Ostatecznie rurki zostały oznaczone na równych długościach o oklejone kolorowymi taśmami.

I tak prezentuje się komplet marzeń !

Powroty bywają ciężkie…

Niedługo minie rok od mojego ostatniego wpisu. W tym czasie dużo się wydarzyło. W zasadzie całkowicie zmienił się profil działania w mojej pracowni. Zwiewne tiule, szyfony i satyny ustąpiły miejsca grubym i miziastym tkaninom, z których powstały … konie na patyku.

W lutym ubiegłego roku Barbara poprosiła mnie o konika, właśnie takiego na kiju, o Hobby Horse’a. Nie byłam w ogóle obeznana w temacie, realizacja marzenia córki wymagała ode mnie włączenia kolejnych pokładów kreatywności!

W dużym skrócie… bo ta cała chwilowa fanaberia trwa już solidny rok! Odszyłam koniki Basiowe, potem dla klientów i jeszcze więcej dla klientów. Konikom towarzyszom plecaczki, derki…

O nich wszystkich przeczytacie tutaj —>http://kreatywnie-zakrecona.pl/hobby-horse/

A tymczasem wybaczcie, że będzie mnie tu mniej… Koniki same się nie uszyją

„Nie mogę teraz o tym myśleć, bo oszaleję. Pomyślę o tym jutro.”

Większość moich projektów to projekty dojrzałe. Wiele z nich ma po kilka lat. Od momentu narodzin, od pierwszej koncepcji, do finału – czyli do zdjęć i publikacji, zajmują pewne szczególne miejsce w moim umyśle. Wpadają na szybkie konsultacje, na burzę mózgu. Szczególnie upodobały sobie nocną porę – tuż przed zaśnięciem. Czasem wyjeżdżają gdzieś na dłużej, dają o sobie na chwilkę zapomnieć. Robią miejsce młodszym, bardziej niecierpliwym, siostrom. Ale zawsze wracają… I znowu urządzamy sobie pogaduchy przy zamkniętych powiekach.
Ten projekt to taka moja sukienkowa emerytka. Cieszę się jednak, że poczekałam. Myślę, że Baś dopiero teraz dobrze „ograła tą kiecę”, jak mawiamy w naszym domowym żargonie ;).
Od jakiegoś czasu dokumentuję proces powstawania moich projektów. Mam w tym kupę frajdy i poczucie, że przez publikację etapów tworzenia, moja praca będzie dla kogoś inspiracją.

No to lecimy!

Zacznijmy od ogromnych uścisków, które wysyłam w kierunku Dresówka.pl. Po raz kolejny stanęli na wysokości zadania, drukując dla mnie mój projekt. Co prawda, nie obyło się bez solidnej obsuwy czasowej w łańcuchu logistycznym od zamówienia, do otrzymania materiału, ale po drodze szły takie kłody pod nogi, że ja pitolę! Już sądziłam że nad moją nową fanaberią zawisło fatum i że wszystkie znaki mówią mi, bym lepiej zarzuciła pracę. Tyle, co tam się zadziało i jak bardzo los nie sprzyja szyjącym wiem tylko ja i pewien bardzo pomocny Pan z ekipy Dresówki. I niech tak zostanie 😉

Pracę rozpoczęłam od zaprojektowania wydruku dla tkaniny. Nie udało mi się znaleźć odpowiedniego printu, więc zakupiłam grafiki na Etsy i zaprojektowałam nadruk sama.

Uznałam, że z wielu względów, najrozsądniej będzie drukować na tiulu szyfonowym, co zaoszczędziło mi naprawdę dużo pracy i czasu (o tym później). Zamówiłam też porcję wydruku na satynie sukienkowej, ale te dwie tkaniny zachowały się całkowicie inaczej w druku (co w sumie powinnam była przewidzieć) i ostatecznie zrezygnowałam z użycia jej w projekcie. Dokupiłam lokalnie jakiś welwet zasłonowy w całkiem fajnej cenie i przystąpiłam do pracy.

Dół sukni zaczęłam budować od spodu. Na krynolinie rozwiesiłam umarszczone dwie halki ze stosunkowo sztywnego jakiegoś poliestrowo-bawełnianego wymysłu i dwie warstwy białego tiuloszyfonu, by nadać ładne tło wzorzystej tkaninie. Zebrałam te cztery warstwy (bez krynoliny) przeszyłam, zmarszczyłam… Odszyłam próbną górę sukni i przymierzyłam na modelce. Już wiedziałam, że będzie pięknie.

Moim pierwszym zamiarem było odszycie góry sukienki z satyny sukienkowej (zadrukowanej w ten sam wzór), ale jak już wspomniałam, tkaniny różniły się na tyle znacznie, że nie mogłam ich użyć obok siebie.
Wycięłam zatem elementy z białej bawełny i połączyłam je z zadrukowanym szyfonem na krawędziach.

Uszykowałam paski tkaniny z oczkami kaletniczymi, które miały spełniać funkcję gorsetu i ściągnąć solidnie ciałko.

Umieściłam je na panelu marszczonym gumonicią.

Z przodu i po bokach torsu doszyłam ręcznie ciemnozielone elementy. Po doszyciu rękawków, całość dekoltu obszyłam tasiemką wyciętą z weluru.

Następnie zabrałam się za najbardziej pracochłonną część projektu – falbanki wokół dekoltu.
Powstały one z kółek. Wycięłam 10 sztuk z zadrukowanej tkaniny i 10 z białej. Wycięłam na środku niewielki otwór. Ułożyłam je w równiutkie stosiki. Naniosłam na wierzchnią warstwę 32 kreski w równych odstępach od siebie, po liniach promienia. Użyłam małego noża krążkowego i nacięłam krótkie otwory przez wszystkie warsztwy.

Każde kółko nacięłam po promieniu i zszyłam je (każde ze sobą, po kolei) po liniach nacięć. Osobno wzorzyste i osobno białe.

Uzyskałam w ten sposób dwa bardzo falbaniaste paski. Paski zostały obrzucone mereżką na overlocku.

Pocięłam welur na paski i przeprowadziłam przez otwory we wzorzystej falbanie.

I tu przewidziałam ogromną oszczędność czasu i … nerwów, jak sądzę. Otóż w oryginalne sukience Scarlett otwory są obszyte. Pomimo, że podjęłam próby obrzucania dziurek na tym cienkim materiale, to znając moje szczęście do tej czynności, z pewnością zarzuciłabym projekt na tym etapie. Materiał wymagałby usztywnienia przed wyszywaniem i jedyny, jaki przychodziłby mi do głowy to rozpuszczalny, termozgrzewalny. A to taki chyba szyciowy Święty Graal. Na szczęście wybrałam materiał, który się nie siepie. Efekt finalny jest co prawda nieco inny od oryginalnej sukienki, w której widać wyraźnie obszycia dziurek, ale jestem w stanie przymknąć oko na tą różnicę.
Obie falbanki zszyłam ze sobą wewnętrzną krawędzią, umieszczając białą falbankę pod wzorzystą. I tak przygotowaną podwójną falbanę doszyłam do zielonej tasiemki dekoltu. Szew prowadziłam zygzakiem, jak w prawdziwej sukni.

Na koniec uszykowałam usztywnianą kokardę, którą doczepiłam na tyle sukni

I mamy to! Przymiareczka na zniecierpliwionej modelce, którą oderwałam od pogaduszek z psiapsi.

Oczywiście uszykowałam również kapelusz, ale tu nie było ani niespodzianek, ani wyzwań, więc ten etap prac zilustruję tylko jednym obrazkiem.

Zapraszam do obejrzenia zdjęć finałowych – Park w Rogalinie.

Koło falbaniaste – tutorial

Po kilku wiadomościach prywatnych na Facebooku i kilku mailach, postanowiłam zredagować krótki wpis o niezwykle efektownym dole sukni/spódnicy. To raczej nie tutorial, a garść wskazówek jak osiągnąć wyjątkowy efekt, o który pytała nawet przyszła panna młoda!
W prostocie tkwi siła – sam proces nie jest skomplikowany. Czasochłonny, ale dość prosty (nawet dla osób niezbyt zaawansowanych w szyciu).

W tym projekcie wystąpiły:
– tafta (jako podszewka – jest najlepsza do tego projektu – sztywna i stabilna)
– tiul szyfonowy
– stopka do zakładek i falbanek
– stopka do podwijania
– nici
– coś do cięcia tkaniny (nożyce, nóż krążkowy)
i tyle!

Projekt zaczęłam od obliczeń. Punktem wyjściowym było koło – taki kształt ma mieć podszewka. Wyznaczyłam dwa promienie ( jeden dla obwodu w pasie, drugi oparty na długości spódnicy).
Tu oczywiście nie ma jednego uniwersalnego zestawu danych, należy dopasować go do obwodu w pasie i wzrostu.
U mnie obwód w pasie został pomnożony x2 (by po uszyciu zmarszczyć w pasie dla dodatkowego efektu).
Długość spódnicy zamiast pasować do wzrostu, pasowała do krzywizny halki z fiszbinami. Stąd suknia bez halki plątała się pod nogami – była za długa (efekt zamierzony).
Nie przytoczę konkretnych liczb, nie notowałam w trakcie szycia (może w końcu się nauczę, póki co – pamiętam, by robić zdjęcia na poszczególnych etapach).

Założyłam, że przy oczekiwanej długości spódnicy, będę musiała posłużyć się dwiema połówkami koła do stworzenia całej podszewki. Jedną połowę rozcięłam na pół i zszyłam ponownie (pomoże to na późniejszym etapie). Połówki koła zostały zszyte ze sobą. Ostatecznie otrzymałam koło składające się z trzech części: połówki i dwóch ćwiartek. Surowe brzegi zostały zabezpieczone ściegiem, a dół został podwinięty.
Po obliczeniach dane naniosłam na połowę okręgu na papierze. Wyznaczyłam też linie (średnice wewnątrz okręgu), które miały służyć jako pomoc przy przyszywaniu falban. Składając papierowy okrąg w cienki wycinek koła uzyskałam dobry szablon, który posłużył mi do zaznaczania linii pomocniczych – do poprowadzenia okręgów wewnątrz koła. Trzymając czubek papierowego szablonu przy pomocy pinezki na środku koła podszewki, przesuwałam go co kilkanaście centymetrów, zaznaczając linie pomocnicze.

Podszewkę odłożyłam na bok i zajęłam się przygotowaniem falban. Tu również matematyka pozwoliła mi uniknąć błędu w postaci zbyt dużej lub zbyt małej ilości przygotowanej falbany (udało mi się uzyskać tylko 2 m naddatku!)
Założyłam że szerokość falbany będzie wynosić ok 2x odległość pomiędzy liniami pomocniczymi. Chodziło mi o to, by każda falbana zakrywała miejsce przyszycia wcześniejszej. Obliczyłam obwody okręgów pomocniczych, pomnożyłam x2 (szacowany stopień zmarszczenia) i uszykowałam taką sumę długości pasków tiulu szyfonowego. Podwinęłam każdy z nich na jednym z dłuższych boków (bez łączenia pomiędzy paskami – tylko podkładając jeden pod drugi).

Następnie gotowe paski zostały przyszyte do podszewki przy pomocy stopki do zakładek. W przypadku braku takiej stopki, można spokojnie posłużyć się tradycyjną stopką do marszczenia , zmarszczyć brzeg falbany i następnie gotowy – po prostu przyszyć. Stopka do falbanek pozwala na jednoczesne szycie i marszczenie, co jest niewątpliwie dużą oszczędnością czasu przy takiej ich ilości.
Przyszywałam od dołu do góry.

Przed przyszywaniem falban rozprułam jeden ze szwów (ten łączący ćwiartki).

Po zakończeniu przyszywania falban złożyłam nacięcie w kole prawymi stronami do siebie i przeszyłam. Nadmiar falban obcięłam. W ten sposób uzyskałam pełne koło. Koło pełne falban.

Takie koło z falbanami jest doskonałym pomysłem na dół sukni. Wystarczy dodać ulubioną „górę”. Ja w obu przypadkach sięgnęłam po wykrój Haven od Violette Field Threads. Ale już mam plan na kolejny – bardziej zabudowany.
Aby uzyskać spódnicę wystarczy doszyć pasek – tunel dla gumy – i gotowe!

Koło falbaniaste

Falbaniasta suknia na podszewce w kształcie koła plus góra od projektantki wykrojów, Violette Field Threads, to przepis na sukces. Dorzućmy piękne okoliczności przyrody i powstaną cudne obrazy do albumu rodzinnego 😉
Obok stroju Dżasminy, i ta, bordowa suknia pojechała z nami na nadmorskie plażowanie. Sesję wykonaliśmy tuż przed zachodem słońca.

Dla większej objętości!

Krynolina to określenie na halkę z fiszbinami, którą zakłada się pod suknię/spódnicę, by nadać jej objętości bądź konkretnego kształtu. Krynoliny mogą mieć różne kształty, moda na nie zmieniała się na przestrzeni wieków.
Tworzone były na różne sposoby, ja do swoich potrzeb wybrałam ten najmniej pracochłonny. Niestety szyłam nocą, zdjęcia w większości okazały się mało czytelne na potrzeby tutorialu, ale postaram się wyjaśnić krok po kroku jak wykonać własną halkę.
Do uszycia krynoliny potrzebujemy:
– dobrej jakości, gęstą tkaninę podszewkową (poliester/wiskoza). Zwykła, tania podszewka może nadrywać się na etapie łączenia fiszbin (moje doświadczenia)
– fiszbinę tunelową + łączniki (okrągła w przekroju, bez oplotu). Pracowałam na różnych – ta jest najlepsza moim zdanim
– tasiemkę rypsową (15 mm). Ostatecznie można użyć tasiemki do podwijania (nie mieli rypsowej w pasmanterii a zabrakło na ostatni tunel), ale tasiemka rypsowa była lepszym wyborem
– gumę do ściągnięcia w pasie lub tasiemkę.

Nie jestem ekspertem, uszyłam 3 (słownie: trzy) takie halki do tej pory, ale mam już pewne spostrzeżenia, z których jedno to na pewno: ROBIĄ ROBOTĘ!
Oto jak prezentowały się moje dotychczasowe przygody z krynolinami:

Pierwsza była suknia Belli. Tą krynolinę szyłam innym sposobem, niż ten, który przedstawiam poniżej, ale niezbyt miło wspominam ten projekt, więc przypomnę tylko efekt końcowy (sprzed bodajże 5 lat).

Kolejna była zdecydowanie mniej okazała, powstała wiosną w ramach testów. Miała być wykorzystana do sesji komunijnej Baśki. I tak się stało. Strój Basi na komunię to sukienko-alba. Do zdjęć „sukienkowych” użyłam wąskiej halki by wypełnić materiał spódnicy. Obok, zdjęcie bez halki.

I trzecia – docelowa, ale na pewno nie ostatnia!

Po krótkim wstępie, zabieramy się do pracy!

Niestety bez obliczeń nie da się dobrze podejść do tematu. Należy oszacować wysokość, obwód poszczególnych okręgów i odległość między nimi.
Jak można zauważyć, pierwsza próba była znacznie przesadzona w ilości tuneli/fiszbin. Przy kolejnych nie byłam już taka hojna. Ostatnia z halek miała początkowo inaczej rozmieszczone tunele (gęściej). Ale ostatecznie postawiłam na mniejszą ilość i taka sprawdziła się świetnie.
W zależności od kształtu, który chcemy uzyskać, obieramy odpowiednie średnice. Nie mogę podać dokładnych wymiarów (zależne od wzrostu, obwodu), ani wzoru – efekty mogą być przeróżne. Moja ostatnia halka ma odstępy między tunelami rzędu 15-10 cm (zmniejszają się im bliżej pasa). Myślę, że odrobina wyobraźni, rysunków i obliczeń i oczywiście, samozaparcia, powinna wystarczyć 😉

Na zdjęciach zobaczycie pierwotnie naniesione na tkaninę linie. W trakcie pracy zmieniłam nieco koncepcję, ale nie nanosiłam nowych linii, szyłam na oko.

Po oszacowaniu ilości materiału (u mnie obwód ok. 300 cm i wysokość ok. 80 cm (tu należy dodać kilka cm odpowiednio dla krzywizny, nie wystarczy sama wysokość od stóp do pasa).
Zszyłam dwa kawałki materiału, powiedzmy 152 x 82 cm na jednym boku (krótszym). Zabezpieczyłam surowe brzegi overlockiem i naniosłam oznaczenia dla tuneli co kilkadziesiąt cm. Następnie wyznaczyłam linie (będą one widoczne na kolejnych zdjęciach, ale, jak wspomniałam wcześniej, nie zawsze szyłam z ich wykorzystaniem).
Dodatkowo podszyłam górną krawędź by stworzyć tunel na gumę/taśmę do zawiązania wokół talii.

Przyszyłam tasiemkę rypsową po obu brzegach, podwijając wcześniej opalone końcówki (by zapobiec pruciu). Tasiemki doszywa się pozostawiając zapas na manewrowanie łączeniem fiszbin ( u mnie ok 20- 25 cm)

Przycięłam fiszbinę tunelową na oszacowane długości ( warto oznaczyć poszczególne kawałki).

Przeciągnęłam poszczególne kawałki przez tunele.

Wykorzystałam łączniki fiszbinów. Fiszbina ma otwór, w który wprowadza się drut, oraz zgrzewa dołączony kawałek folii termokurczliwej.

Na koniec zaszywam ręcznie lukę kawałkiem tasiemki.

Kilka uwag na koniec:

  • tańsza, zwykła podszewka może powodować rozchodzenie się splotu tkaniny przy łączeniu dwóch końców fiszbin.
  • długość spódnicy należy dostosować do krzywizny fiszbiny.
  • krynolina lepiej „siedzi” na biodrach. W przypadku dziewczynek, konieczne jest mocne przyciągnięcie w talii. Ja zastosowałam gumę i stoper, ale dodatkowo wiążę.
  • początkowe wyginania się fiszbiny po przeciąganiu przez tunele są normalne, ustabilizują się po odwieszeniu halki.

Powodzenia!

Złotowłosa Jasmina

Jak większość moich pomysłów, i ten dojrzewał kilka lat. Głównie za sprawą rozterek związanych ze strojem. Nie mogłam się zwyczajnie zdecydować czy podążyć za tropem animowanej czy fabularnej wersji opowieści o Alladynie.
W przypadku Belli postawiłam na wersję animowaną, w przepadku Kopciuszka, wolałam wersję z filmu.

Ostatecznie stwierdziłam, że odrobina zamieszania nikomu nie zaszkodzi i zaczerpnęłam z obu wersji tyle, ile mi pasowało.

Złotowłosa Jasmina – tutorial

Wizja tego kostiumu dorastała we mnie kilka lat. Przed wszystkim potrzebowałam odpowiedniego miejsca do sfotografowania Basi w scenerii najbliższej baśni o Alladynie. Nieodzowny rekwizyt – lampa, wpadł mi ręce całkiem przypadkowo jakieś trzy lata temu. Zostałam nim obdarowana podczas wizyty w poznańskim studio fotograficznym Mleko, gdzie Basia modelowała podczas warsztatów fotograficznych.
Oto sprawca całego zamieszania.


Planowane wakacje na Bałtykiem stały się potężnym motywatorem do realizacji planów. W rolach głównych wystąpiły:
– satyna cienka z lycrą w kolorze najbardziej zbliżonym (acz nie idealnym) do kostiumu Jasmine.
– złota lama
– wkład elastyczny do podklejenia
– tiul z delikatnym brokatem
– taśma z monetami odzyskana z lumpeksowej chusty
– balerinki
– opaska
– kaboszon z oprawą
– gumonici
– guma o szerokości 1 cm
– taśma dwustronnie klejąca
– klej na gorąco
– folia spożywcza
– szara taśma klejąca
– złote tasiemki
Z założenia samo szycie miało być łatwe, i takie też było. Myślę, że nie ma tu nic, z czym nie poradzi sobie osoba zaznajomiona już nieco z szyciem. W moim tutorialu znajdziecie też kilka wskazówek, które powinny usprawnić proces przygotowywania kostiumu i pomogą uniknąć potencjalnych błędów i co za tym idzie, frustracji.
Kostium przygotowywałam w „międzyczasie”, zdjęcia do instrukcji wykonywane były w różnych warunkach oświetleniowych – w świetle dziennym i sztucznym oświetleniu podczas szycia w nocy, stąd kolor tkaniny satynowej może być różny na poszczególnych ujęciach. Dodatkowo, zdjęcia pogrupowane są w galerie i wyglądają na małe. Wystarczy kliknąć w zdjęcie i otworzy się jako większe.
Zachęcam Was do zapoznania się z tutorialem i podjęcia samodzielnych prób.

BUTY

Swoją pracę nad butkami oparłam na tutorialu z Youtuba delikatnie go modyfikując. Wykorzystałam balerinki z Pepco, folię spożywczą, taśmę oraz złotą lamę. Na końcu zdecydowałam się dokleić podeszwę, więc sięgnęłam po kawałek skóry.

Zaczęłam od owinięcia buta folią spożywczą. Następnie kawałkami taśmy okleiłam zabezpieczony folią but. w trakcie oklejania dodałam na czubku buta uformowanego z folii zawijasa

Na tak przygotowanym bucie obrysowałam markerem krawędzie. Dodatkowo naniosłam linię przecinającą but wzdłuż – pośrodku buta (na czubku i na pięcie)

Rozcięłam wzdłuż linii i otrzymałam formę wewnętrznej i zewnętrznej części buta. Naniosłam je na kartkę, odrysowałam, dodając na spodzie i na górze buta zapasy ok 1-2 cm. Nie dodałam zapasu na szwy, bo założyłam, że lama jest rozciągliwa i lepiej obejmie but (po przymiarkach odcięłam spory kawałek od strony pięty, by materiał jeszcze lepiej naciągnął się na bucie).

Zszyłam piętę przód buta. Wywinęłam na prawą stronę. Kulką silikonową wypchałam czubek buta.

Naciągnęłam pokrycie na buta, przykleiłam klejem na gorąco do podeszwy i do wnętrza buta.

W międzyczasie na kawałku skóry odrysowałam kształt wkładki buta, który miał służyć za podeszwę. Przykleiłam do spodu również klejem na gorąco.

OPASKA

Do stworzenia opaski Jasminy wykorzystałam pierwszą z brzegu szerszą opaskę z szuflady córki, obierając ją z oryginalnego okrycia.
Podkleiłam zewnętrzną część wąską taśmą dwustronną. Zdjęłam pasek zabezpieczający i przykleiłam pasek tkaniny do opaski. Odcięłam nadmiar pozostawiając zapas około 1 cm.

przykleiłam zapas tkaniny do wewnątrz klejem na gorąco i wykończyłam tasiemką, którą odzyskałam po obraniu opaski z pierwotnej „skóry”.

Na koniec przykleiłam złotą oprawę, w którą wkleiłam turkusowy kaboszon (kupione w sklepie Manzuko.com).
Oprawa miała uchwyt, który odpiłowałam i wkleiłam w nią błyszczący „kamień”.

Ma potrzeby fryzury, dorobiłam jeszcze taką dziwaczną konstrukcję z cienkiej skarpety i wypełnienia silikonowego.

CHUSTA

Do przygotowania chusty wiązanej w pasie wykorzystałam kawałek tiulu z delikatnym połyskiem. Wycięłam trójkąt równoramienny o podstawie 130 cm i wysokości 80 cm. Wykończyłam brzegi podwójnie podwijając i ręcznie doszyłam taśmę, którą odprułam od lumpeksowej chusty.

TOP

Materiał na top został podklejony elastycznym wkładem. Sama tkanina jest z dodatkiem lycry, więc wybór elastycznej klejonki pozwolił zachować delikatną podatność na dopasowanie do ciała. Akurat nie dysponowałam wystarczającą ilością jednego wkładu, wykorzystałam kilka kawałków, ale każdy elastyczny.

Zszyłam elementy wykroju i rozprasowałam szwy. Otrzymałam dwa identyczne elementy topu: jeden wierzchni, jeden spodni.

Złożyłam dwie części prawymi stronami do siebie i przeszyłam jak po czerwonej przerywanej linii

Ponacinałam rogi i łuki. Obróciłam na prawą stronę, zaprasowałam.

Szykując panel łączący top na pleckach musiałam stworzyć coś elastycznego, by łatwo było założyć to przez głowę (nie ma zapięcia). Postawiłam na sprawdzone rozwiązanie – panel marszczony za pomocą gumonici.
Z podklejonego kawałka satyny wycięłam prostokąt o wymiarach 25 cm szerokości i 19 cm wysokości. Górę i dół panelu obrzuciłam zygzakiem i przeszyłam na szerokość ok 1,2 cm by stworzyć tunel dla gumy o szerokości 1 cm.

Przygotowałam kawałki gumy o długości większej niż 25 cm. Przeciągnęłam przez tunel, ryglując na jednym końcu.

Marszcząc przy użyciu gumonici należy pamiętać o następujących zasadach:
– Gumonić nawija się tylko na szpulkę w bębenku. Należy nawijać ściśle, ale bez naciągania.
– Naprężenie nici powinno być bardzo wysokie (Im wyższe, tym marszczenie będzie gęstsze)
– Długość ściegu należy ustawić na możliwie najdłuższy.
Warto wykonać próbę marszczenia na próbnym kawałku. Moja propozycja ustawień może działać różnie na różnych maszynach.
Przeszyłam kilka rzędów przytrzymując za każdym razem nadmiar nici na początku ściegu i odcinając z nadmiarem na końcu. Nie nanosiłam linii na materiał, prowadnikiem był brzeg stopki.

Ściągnęłam gumkę w tunelach do odpowiedniej długości. Zabezpieczyłam na drugim brzegu przeszywając. Dodatkowo przeszyłam boki panelu, by zabezpieczyć marszczące ściegi.

Tak przygotowany panel wszyłam pomiędzy warstwę wierzchnią i spodnią topu. Top wywróciłam na lewą stronę tak, by prawe strony były do siebie skierowane. Miedzy oba końce wsunęłam panel, spięłam szpilkami przeszyłam. Podobnie postąpiłam z drugim brzegiem. Po wszyciu panela między oba końce, wywróciłam top na prawą stronę. Wyrównałam surowe brzegi na dole topu.

Ponownie wywróciłam na lewą stronę by zszyć dół w estetyczny sposób. Tu zostawiłam niezszyte miejsce, by ponownie powrócić na prawą stronę topu. Nie wiem czy udało mi się ten etap uchwycić dobrze na zdjęciach. Zszywanie wymagało manewrowanie tkaniną wewnątrz „naleśnika”. Otwór pozostawiłam przy jednym z brzegów , tuż przy marszczonym panelu. Zszyłam niewidocznym ściegiem drabinkowym.

Tasiemki ułożyłam w wybrany wzór i przyszyłam do topu. Ten etap mogłam wykonać jeszcze przed zszywaniem dwóch warstw topu. Wtedy końcówki tasiemek byłyby ładnie schowane. No ale się zgapiłam…

Ostatnim etapem było doszycie „rękawków”. Wycięłam paski tkaniny, zszyłam na lewej stronie, przewróciłam na prawą stronę i obrzuciłam surowe brzegi zygzakiem. Przyszyłam na przodzie i tyle, od spodu topu tak, by obejmowały ramionka.

SPODNIE

Wykrój na spodnie typu alladynki/haremki można uzyskać dość łatwo odpowiednio modyfikując wykrój na dowolne spodnie. Mój wygląda tak

Wykroiłam dwa takie elementy na złożeniu tkaniny. Jeden z nich będzie nieco modyfikowany na późniejszym etapie.

Zszyłam po łukach z przodu i tyłu a następnie zszyłam jedną nogawkę, potem drugą jednym szwem przez krocze. Surowe brzegi obrzuciłam zygzakiem i zaprasowałam.

Z przodu spodni wycięłam obniżenie w kształcie litery V

Obrzuciłam surowy brzeg.

Aby wykonać marszczenie przed doszyciem pasa, przeszywam 3 ściegi o największej długości i prawie najmniejszym naprężeniu nici. 3 ściegi to gwarancja ładnego marszczenia i minimalne ryzyko zerwania nici.

Chwytam nitki po spodniej stronie (wszystkie naraz: 3 po jednej stronie i 3 po drugiej stronie szwu) I równomiernie ściągam marszcząc tym samym tkaninę. Rozkładam równo marszczenie po całym obwodzie, pilnując, by przód równo spotykał się z tyłem i brzegi wypadały równo od osi symetrii spodni. Zmarszczony obwód powinien być w tym wypadku nieco większy niż dolna część pasa. Pas będzie wykonany z elastycznej dzianiny i będzie delikatnie naciągany podczas przyszywania do dołu spodni.

Pas w tego typu spodniach powinien mieć kształt nieco rozszerzony ku dołowi. Dodatkowo przód wydłużony by wypełnić wycięcie V w spodniach. Elementy wykroju przygotowałam w ten sposób.

Wycięłam na złożeniu materiału ( złota lama) i otrzymałam takie elementy.

Złożyłam prawymi stronami do siebie i zszyłam brzegi.
Szycie lamy może być źródłem frustracji. Ja zawsze:
– wybieram igłę typu stretch lub super stretch.
– zmieniam stopkę z uniwersalnej (którą wykorzystuję do większości projektów) na stopkę do szycia prostego
– zmieniam płytkę ściegową na taką, która jest przeznaczona do prostego ściegu
Wybór tych dwóch ostatnich powoduje, że stopka ma lepszy kontakt z płytką, lepiej dociska materiał i dzięki temu igła zwykle nie przepuszcza ściegu.

Po zszyciu tyłu i przodu pasa, wywinęłam na prawą stroną składając w połowie.

Pracując z lamą staram się unikać szpilek, gdyż te pozostawiają trwałe ślady w materiale. Zdecydowanie lepiej sprawdzą się plastikowe żabki.

Umieściłam gotowy pas wewnątrz spodni wywróconych na lewą stronę, pamiętając, by zgrać przód z przodem i środek tyłu z tylnym szwem spodni.

Po przyszyciu pasa wyprułam ściegi marszczące i obrzuciłam surowe brzegi overlockiem.

Doły nogawek zostały również obrzucone i podwinięte na ok 1,2 cm (tunel dla jednocentymetrowej gumki). Wciągnęłam gumkę, zaszyłam otwór

Biżuterię kupiłam na aliexpress za całkiem nienajgorsze pieniądze.

Mam nadzieję, że mój tutorial będzie inspiracją i czytelną instrukcją do stworzenia własnego stroju.
Powodzenia!

Jesienna zieleń

Gdy jesień pomału gasiła soczystą zieleń, postanowiłam na chwilkę przywrócić ją w naszym przydomowym ogrodzie, Na chwilkę – bo tylko na czas kilku zdjęć, potem spódniczka ruszyła w świat.
Wykorzystałam fason, który już kilkakrotnie zawitał w mojej pracowni. Sięgnęłam po krynolinę, taśmę, którą obszyłam szyfonowe koła i przyszyłam do podszewki z tafty.
Jakimś dziwnym trafem, w garderobie znalazły się idealnie pasujące do kreacji, zielone buciki.

dla Agi

Nie wiem czy można jakimś słowem określić nasze więzy rodzinne, pewnie nie. Agnieszka jest żoną syna mojego ojca chrzestnego. Zakładam, że nie ma takiego słowa. Ale łączy nas duża sympatia i … wspólna pasja. Obie cierpimy na zespół niespokojnych rąk, lubimy tworzyć. Podziwiam Agę za równiutkie szydełkowe ściegi, bo sama, pomimo wielu prób, nie opanowałam tej umiejętności. Aga działa jako hoo- hoo, zachęcam do zerknięcia na jej prace.

Adze zamarzyła się torba, którą kiedyś uszyłam, dobiłyśmy zatem targu – u Basi zamieszkała cudowna szydełkowa mysza do przytulania, ja zabrałam się do szycia kompletu w kolorystyce wybranej przez przyszłą właścicielkę.