„Nie mogę teraz o tym myśleć, bo oszaleję. Pomyślę o tym jutro.”

Większość moich projektów to projekty dojrzałe. Wiele z nich ma po kilka lat. Od momentu narodzin, od pierwszej koncepcji, do finału – czyli do zdjęć i publikacji, zajmują pewne szczególne miejsce w moim umyśle. Wpadają na szybkie konsultacje, na burzę mózgu. Szczególnie upodobały sobie nocną porę – tuż przed zaśnięciem. Czasem wyjeżdżają gdzieś na dłużej, dają o sobie na chwilkę zapomnieć. Robią miejsce młodszym, bardziej niecierpliwym, siostrom. Ale zawsze wracają… I znowu urządzamy sobie pogaduchy przy zamkniętych powiekach.
Ten projekt to taka moja sukienkowa emerytka. Cieszę się jednak, że poczekałam. Myślę, że Baś dopiero teraz dobrze „ograła tą kiecę”, jak mawiamy w naszym domowym żargonie ;).
Od jakiegoś czasu dokumentuję proces powstawania moich projektów. Mam w tym kupę frajdy i poczucie, że przez publikację etapów tworzenia, moja praca będzie dla kogoś inspiracją.

No to lecimy!

Zacznijmy od ogromnych uścisków, które wysyłam w kierunku Dresówka.pl. Po raz kolejny stanęli na wysokości zadania, drukując dla mnie mój projekt. Co prawda, nie obyło się bez solidnej obsuwy czasowej w łańcuchu logistycznym od zamówienia, do otrzymania materiału, ale po drodze szły takie kłody pod nogi, że ja pitolę! Już sądziłam że nad moją nową fanaberią zawisło fatum i że wszystkie znaki mówią mi, bym lepiej zarzuciła pracę. Tyle, co tam się zadziało i jak bardzo los nie sprzyja szyjącym wiem tylko ja i pewien bardzo pomocny Pan z ekipy Dresówki. I niech tak zostanie 😉

Pracę rozpoczęłam od zaprojektowania wydruku dla tkaniny. Nie udało mi się znaleźć odpowiedniego printu, więc zakupiłam grafiki na Etsy i zaprojektowałam nadruk sama.

Uznałam, że z wielu względów, najrozsądniej będzie drukować na tiulu szyfonowym, co zaoszczędziło mi naprawdę dużo pracy i czasu (o tym później). Zamówiłam też porcję wydruku na satynie sukienkowej, ale te dwie tkaniny zachowały się całkowicie inaczej w druku (co w sumie powinnam była przewidzieć) i ostatecznie zrezygnowałam z użycia jej w projekcie. Dokupiłam lokalnie jakiś welwet zasłonowy w całkiem fajnej cenie i przystąpiłam do pracy.

Dół sukni zaczęłam budować od spodu. Na krynolinie rozwiesiłam umarszczone dwie halki ze stosunkowo sztywnego jakiegoś poliestrowo-bawełnianego wymysłu i dwie warstwy białego tiuloszyfonu, by nadać ładne tło wzorzystej tkaninie. Zebrałam te cztery warstwy (bez krynoliny) przeszyłam, zmarszczyłam… Odszyłam próbną górę sukni i przymierzyłam na modelce. Już wiedziałam, że będzie pięknie.

Moim pierwszym zamiarem było odszycie góry sukienki z satyny sukienkowej (zadrukowanej w ten sam wzór), ale jak już wspomniałam, tkaniny różniły się na tyle znacznie, że nie mogłam ich użyć obok siebie.
Wycięłam zatem elementy z białej bawełny i połączyłam je z zadrukowanym szyfonem na krawędziach.

Uszykowałam paski tkaniny z oczkami kaletniczymi, które miały spełniać funkcję gorsetu i ściągnąć solidnie ciałko.

Umieściłam je na panelu marszczonym gumonicią.

Z przodu i po bokach torsu doszyłam ręcznie ciemnozielone elementy. Po doszyciu rękawków, całość dekoltu obszyłam tasiemką wyciętą z weluru.

Następnie zabrałam się za najbardziej pracochłonną część projektu – falbanki wokół dekoltu.
Powstały one z kółek. Wycięłam 10 sztuk z zadrukowanej tkaniny i 10 z białej. Wycięłam na środku niewielki otwór. Ułożyłam je w równiutkie stosiki. Naniosłam na wierzchnią warstwę 32 kreski w równych odstępach od siebie, po liniach promienia. Użyłam małego noża krążkowego i nacięłam krótkie otwory przez wszystkie warsztwy.

Każde kółko nacięłam po promieniu i zszyłam je (każde ze sobą, po kolei) po liniach nacięć. Osobno wzorzyste i osobno białe.

Uzyskałam w ten sposób dwa bardzo falbaniaste paski. Paski zostały obrzucone mereżką na overlocku.

Pocięłam welur na paski i przeprowadziłam przez otwory we wzorzystej falbanie.

I tu przewidziałam ogromną oszczędność czasu i … nerwów, jak sądzę. Otóż w oryginalne sukience Scarlett otwory są obszyte. Pomimo, że podjęłam próby obrzucania dziurek na tym cienkim materiale, to znając moje szczęście do tej czynności, z pewnością zarzuciłabym projekt na tym etapie. Materiał wymagałby usztywnienia przed wyszywaniem i jedyny, jaki przychodziłby mi do głowy to rozpuszczalny, termozgrzewalny. A to taki chyba szyciowy Święty Graal. Na szczęście wybrałam materiał, który się nie siepie. Efekt finalny jest co prawda nieco inny od oryginalnej sukienki, w której widać wyraźnie obszycia dziurek, ale jestem w stanie przymknąć oko na tą różnicę.
Obie falbanki zszyłam ze sobą wewnętrzną krawędzią, umieszczając białą falbankę pod wzorzystą. I tak przygotowaną podwójną falbanę doszyłam do zielonej tasiemki dekoltu. Szew prowadziłam zygzakiem, jak w prawdziwej sukni.

Na koniec uszykowałam usztywnianą kokardę, którą doczepiłam na tyle sukni

I mamy to! Przymiareczka na zniecierpliwionej modelce, którą oderwałam od pogaduszek z psiapsi.

Oczywiście uszykowałam również kapelusz, ale tu nie było ani niespodzianek, ani wyzwań, więc ten etap prac zilustruję tylko jednym obrazkiem.

Zapraszam do obejrzenia zdjęć finałowych – Park w Rogalinie.

Koło falbaniaste – tutorial

Po kilku wiadomościach prywatnych na Facebooku i kilku mailach, postanowiłam zredagować krótki wpis o niezwykle efektownym dole sukni/spódnicy. To raczej nie tutorial, a garść wskazówek jak osiągnąć wyjątkowy efekt, o który pytała nawet przyszła panna młoda!
W prostocie tkwi siła – sam proces nie jest skomplikowany. Czasochłonny, ale dość prosty (nawet dla osób niezbyt zaawansowanych w szyciu).

W tym projekcie wystąpiły:
– tafta (jako podszewka – jest najlepsza do tego projektu – sztywna i stabilna)
– tiul szyfonowy
– stopka do zakładek i falbanek
– stopka do podwijania
– nici
– coś do cięcia tkaniny (nożyce, nóż krążkowy)
i tyle!

Projekt zaczęłam od obliczeń. Punktem wyjściowym było koło – taki kształt ma mieć podszewka. Wyznaczyłam dwa promienie ( jeden dla obwodu w pasie, drugi oparty na długości spódnicy).
Tu oczywiście nie ma jednego uniwersalnego zestawu danych, należy dopasować go do obwodu w pasie i wzrostu.
U mnie obwód w pasie został pomnożony x2 (by po uszyciu zmarszczyć w pasie dla dodatkowego efektu).
Długość spódnicy zamiast pasować do wzrostu, pasowała do krzywizny halki z fiszbinami. Stąd suknia bez halki plątała się pod nogami – była za długa (efekt zamierzony).
Nie przytoczę konkretnych liczb, nie notowałam w trakcie szycia (może w końcu się nauczę, póki co – pamiętam, by robić zdjęcia na poszczególnych etapach).

Założyłam, że przy oczekiwanej długości spódnicy, będę musiała posłużyć się dwiema połówkami koła do stworzenia całej podszewki. Jedną połowę rozcięłam na pół i zszyłam ponownie (pomoże to na późniejszym etapie). Połówki koła zostały zszyte ze sobą. Ostatecznie otrzymałam koło składające się z trzech części: połówki i dwóch ćwiartek. Surowe brzegi zostały zabezpieczone ściegiem, a dół został podwinięty.
Po obliczeniach dane naniosłam na połowę okręgu na papierze. Wyznaczyłam też linie (średnice wewnątrz okręgu), które miały służyć jako pomoc przy przyszywaniu falban. Składając papierowy okrąg w cienki wycinek koła uzyskałam dobry szablon, który posłużył mi do zaznaczania linii pomocniczych – do poprowadzenia okręgów wewnątrz koła. Trzymając czubek papierowego szablonu przy pomocy pinezki na środku koła podszewki, przesuwałam go co kilkanaście centymetrów, zaznaczając linie pomocnicze.

Podszewkę odłożyłam na bok i zajęłam się przygotowaniem falban. Tu również matematyka pozwoliła mi uniknąć błędu w postaci zbyt dużej lub zbyt małej ilości przygotowanej falbany (udało mi się uzyskać tylko 2 m naddatku!)
Założyłam że szerokość falbany będzie wynosić ok 2x odległość pomiędzy liniami pomocniczymi. Chodziło mi o to, by każda falbana zakrywała miejsce przyszycia wcześniejszej. Obliczyłam obwody okręgów pomocniczych, pomnożyłam x2 (szacowany stopień zmarszczenia) i uszykowałam taką sumę długości pasków tiulu szyfonowego. Podwinęłam każdy z nich na jednym z dłuższych boków (bez łączenia pomiędzy paskami – tylko podkładając jeden pod drugi).

Następnie gotowe paski zostały przyszyte do podszewki przy pomocy stopki do zakładek. W przypadku braku takiej stopki, można spokojnie posłużyć się tradycyjną stopką do marszczenia , zmarszczyć brzeg falbany i następnie gotowy – po prostu przyszyć. Stopka do falbanek pozwala na jednoczesne szycie i marszczenie, co jest niewątpliwie dużą oszczędnością czasu przy takiej ich ilości.
Przyszywałam od dołu do góry.

Przed przyszywaniem falban rozprułam jeden ze szwów (ten łączący ćwiartki).

Po zakończeniu przyszywania falban złożyłam nacięcie w kole prawymi stronami do siebie i przeszyłam. Nadmiar falban obcięłam. W ten sposób uzyskałam pełne koło. Koło pełne falban.

Takie koło z falbanami jest doskonałym pomysłem na dół sukni. Wystarczy dodać ulubioną „górę”. Ja w obu przypadkach sięgnęłam po wykrój Haven od Violette Field Threads. Ale już mam plan na kolejny – bardziej zabudowany.
Aby uzyskać spódnicę wystarczy doszyć pasek – tunel dla gumy – i gotowe!

Koło falbaniaste

Falbaniasta suknia na podszewce w kształcie koła plus góra od projektantki wykrojów, Violette Field Threads, to przepis na sukces. Dorzućmy piękne okoliczności przyrody i powstaną cudne obrazy do albumu rodzinnego 😉
Obok stroju Dżasminy, i ta, bordowa suknia pojechała z nami na nadmorskie plażowanie. Sesję wykonaliśmy tuż przed zachodem słońca.

Aria

Pod taką nazwą zespół projektantek z Vintage Little Lady wypuścił przeuroczą sukienkę w stylu retro/sielskim. Dziewczyny działające pod tą marką tworzą przepiękne wykroje na ubranka w stylu vintage lub eleganckim. Nie znajdziemy tu nowoczesnych fasonów – wszystkie są klasyczne z nutką starego stylu.
Do uszycia tego modelu wybrałam wybrałam tkaninę, która wg sprzedającego miała być mieszanką lnu i bawełny. Szyła się nienajgorzej, ale siepała niemiłosiernie ;).

Jesienne słoneczniki

Podczas gdy większość znajomych fotografów zdążyła odfajkować słonecznikowe sesje latem, mi nie udało się namierzyć żadnego pola w pobliżu. Bo to pole musiało być nie bylejakie! Nie szukałam typowych słoneczników, wśród których dziecię zginęłoby nie dosięgając nawet żółtych kwiatów. Marzyło mi się miejsce z niziutkimi roślinami z kwieciem na wysokości głowy dziecka. I wiedziałam, że takowe istnieją. Wszak wymarzone pole znalazłam już kiedyś – a dokładnie 5 lat temu i umieściłam w nim 3-letnią Basię.

Szczęśliwym zrządzeniem losu, w trakcie wyjazdu na wizytę kontrolną do lekarza, napotkaliśmy na podobne pole, całkiem bliziutko domu. I to jesienią! Na taką okazję czekała uszyta kilka tygodni wcześniej sukienka z jesiennej tkaniny w kratę zakupionej w sklepie Miekkie.com. Sięgnęłam po wypróbowany wykrój, który świetnie korespondował z charakterem wzoru tkaniny. Obrabiając zdjęcia z naszej słonecznikowej sesji podmieniłam jedynie kolor niebieski w kratce na zielony, by lepiej skomponował się z miejscem – pięknym polem słoneczników.

Sielskie Bieszczady

Kończąc opowieść o naszej bieszczadzkiej przygodzie, muszę wspomnieć o wspaniałej wizycie u uroczych zwierzaków – alpak. Ujęły nas ogromnie, choć szybko dość znudziły się naszą obecnością. Udało się jednak złapać kilka przytulasów i kilka szturchańców od najmłodszego członka stada.

A wieczorem, na łące napawaliśmy się spokojem i rześkim powietrzem.
Towarzyszył nam sprawdzony komplecik, który na tą okazję uszyłam po raz kolejny, tym razem na sukienkę wykorzystując spódnicę z lumpeksu.

Odprułam nadmiar cekinów, górę sukienki uszyłam z podszewki spódnicy (szczęśliwie z tej samej tkaniny, co reszta spódnicy). A fartuszek – z tkaniny lnianej zakupionej w jednej z grup.

Drugie życie

Wtorkowe wizyty w lokalnym lumpeksie na stałe wpisały się w mój tygodniowy rozkład atrakcji. Wtorkowe, bo cena najniższa. Na wieszakach i półkach znajdują się już tylko przebierane przez cały tydzień sterty ubrań. I prawie zawsze wypatrzę perełkę, obok której klienci przechodzili obojętnie od czasu środowej dostawy.

Dwie zasłony z bawełnianej tkaniny z podszewką to w sumie 16 metrów kwadratowych materiału do dalszej pracy i wzór, który w wyobraźni miał stać się romantyczną sukienką letnią.

Wyprane, rozprute, rozprasowane spoczęły w szufladzie w oczekiwaniu na szycie i letnie plenery zdjęciowe.

Wybrałam fason dość karkołomny. Nie tyle w samym szyciu, co prasowaniu. Na samą myśl o tym, zaczynam żałować tego wyboru jakkolwiek uroczo prezentuje się w gotowym wyrobie.

W zgodzie z tradycją…

Jakoś tak poukładały się moje szyciowe poczynania, że corocznie przygotowuję świąteczną sukienkę dla córki. To chyba raczej moje widzimisie, niż autentyczna potrzeba Basi. W szafie wiszą jeszcze kreacje z lat ubiegłych ( np. —> ta <—-), gdyż Mała rośnie niespiesznie, a tu sklepy internetowe tradycyjnie kuszą nowymi wzorami. I tak oto urzekła mnie kolekcja Camelot Fabrics, którą wypatrzyłam w sklepie Miekkie. A kolekcje tkanin mają to do siebie, że każdy ze wzorów pasuje do innego i można dowolnie mieszać i łączyć wzory w jej obrębie.

I przyznam szczerze, miałam spory dylemat by wybrać jeden z nadruków na świąteczną sukienkę. W dwóch zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Dość odważne połączenie wydawało mi się mało racjonalne – dwa różne i dość charakterystyczne wzory mogły kłócić się w jednym produkcie,  ale serce podpowiadało by dać upust świątecznej jarmarczności i pozwolić sobie na odrobiną szaleństwa.

Fortepian

Sukienka uszyta jeszcze w zeszłym roku, inspirowana była kostiumami filmowymi. Tym razem musiała poczekać na nasz pobyt na plaży, by w pełni oddać klimat, który chciałam osiągnąć.

Kapelusz już któryś raz wykonałam z typowego kapelusza słomkowego zakupionego w sieciówce. Kilka ruchów nożyczkami, obszycie lamówką, doszycie tasiemek i nakrycie głowy nabrało kompletnie innego charakteru.

 

Łowicz codzienny

Wzór łowicki króluje w polskich sklepach internetowych z dzianinami i tkaninami od kilku lat, pojawia się na białym tle, czarnym oraz kilku innych kolorach. Mnie osobiście ujął w białej wersji i już jakiś czas temu zakupiłam kupon tkaniny wodoodpornej z myślą o płaszczyku dla B. jednak dopiero pętelkowa dzianina z pasiakowym nadrukiem przyprawiła o szybsze bicie serca. Chwila – moment, była w koszyku, po upływie kolejnych kilku minut, płaciłam też za panel z subtelnym elementem łowickiego zdobnictwa.

Prosty krój – w zasadzie T-shirt lekko skrócony i doszyty do niego marszczony pas. Gdy w grę wchodzą takie nadruki, krój nie może przytłaczać. Baś doceniła moje starania, nazajutrz domagała się założenia sukienki do przedszkola. Może wyszła ciut za krótka, ale, nie oszukujmy się: białe tło? Góra jeden sezon.