Okołoświąteczne szycie

Czas przedświąteczny to tradycyjne przygotowania kulinarne i porządki domowe. Czas poświąteczny to rozpaczliwa próba zrzucenia nagromadzonych przy suto zastawionym stole kilogramów. Szycie nie jest zapewne najbardziej popularną fit-aktywnością, ale aktywnością jako taką, na pewno. Kolejny wzór o Elizabeth Hartman wleciał na warsztat, pocięte zostały koszule, które pozostały z niedźwiadkowego patchworku. Jako tła posłużyły odcienie zieleni i czerwieni, które całkiem fajnie skomponowały się z umaszczeniem reniferów (bądź łosi – sama nie wiem).
Na spodniej stronie quiltu pojawiły sią tym razem geometryczne nawiązania do frontu. Tym razem z efektem cienia „shadow box”

Papugarium

Po miesiącach ubierania Barbary i szyciu spódniczek pettiskirt dla moich uroczych klientek przychodzi czas na odmianę. Regularnie. Drzemiąca potrzeba odmiany bierze górę i w ruch idą bawełniane kawałki. Tym razem wyjątkowe, bo przywiezione prosto z USA – najlepszej jakości patchworkowa bawełna. Co w niej wyjątkowego? Ano, jest bardzo gęsto tkana, powstaje z przędzy o wyjątkowej gładkości (prawie jak bawełna satynowana). Jest bardzo stabilna, niekapryśna – po prostu szyje się bajecznie, Jest też dość kosztowna, więc każdy skrawek wycinam pieczołowicie, a każdą resztkę zostawiam na później (na pewno się przyda przy kolejnym projekcie).
Wykorzystałam wzór mojej ulubionej projektantki – Elizabeth Hartman, kolejny już w mojej kolekcji. Plecki narzuty powstały z tańszego odpowiednika – polskiego płótna bawełnianego.
Pikowałam z tzw. wolnej ręki – przesuwając pledem pod igłą maszyny. Wybrałam wzór nawiązujący do ptasich piór.

Pobudka

Nie bardzo wiem, czy tej zimy niedźwiedzie zdołały zapaść w porządny, głęboki sen. Czy wysokie temperatury nie przeszkodziły im w solidnej drzemce. Wiem natomiast, że te, które zasnęły, niedługo będą przecierać zaspane oczy i wychodzić na wiosenne słoneczko. Te nieśpiące rozsiadły się wygodnie na moim nowym pledziku. Całe 25 sztuk!

Każdy projekt to dla mnie nowe wyzwanie, z każdym kolejnym uczę się czegoś nowego. Tym razem sięgnęłam po materiały z odzysku. Główki miśków zostały uszyte z koszul męskich. Zbierałam je ponad rok! Kawałki tych tkanin wykorzystałam również szyjąc „plecki”, czyli spód, quiltu (pledu).

Dodatkowo pierwszy raz sięgnęłam po projekt niezwykle utalentowanej projektantki – Elizabeth Hartman – dość czasochłonny, ale prosty w wykonaniu. Już mam apetyt na kolejne!

Pled wypikowałam wzorem nawiązującym do naturalnego środowiska niedźwiadków, oblamowałam pierwszy raz szyjąc zygzakiem.

Tęczowy koń

Moja córka uwielbia konie. Podchodzi do nich z ogromną ostrożnością i rezerwą. Czuje respekt do dużego zwierzęcia i stara się ufać trenerowi. ogląda seriale z końmi w roli głównej, jednak wciąż z rezerwą podchodzi do pomysłu nauki jazdy. Szanuję i nie przyspieszam jej decyzji o zacieśnianiu więzi.

Tymczasem w ręce wpada przepiękny panel drukowany we wzór, obok którego żadna dziewczynka nie przejdzie obojętnie. Panel dość mały by samodzielnie mógł stanowić kocyk. Musiałam dorobić szereg ramek. Sam panel wypikowany został wieloma kolorami nici (co widać na spodzie kocyka). Te same kolory powtórzyłam w pierwszej od środka ramce przeszywając linie w różnych kolorach. Kolory z panelu przeniosłam na malutkie kwadraciki w kolejnej ramce (przepikowałam bezbarwną nicią by nie zakłócić żadnego z kolorów). Ostatnia ramka jest po prostu czarna, a całość zamyka wielokolorowa lamówka.

Co się odwlecze…

Tym razem patchwork, który chyba najdłużej spoczywał niewykończony. Top (górna część składająca się z pozszywanych kawałków tkanin) był gotowy już w połowie minionego roku. Udało mi się nawet połączyć go z ociepliną i spodem i spiąć agrafkami. Niestety zabrakło motywacji i tak potraktowany, został odłożony na dłuższy czas na półkę w garderobie. Okołoświateczne wolne chwile wołały o zadanie do wykonania i przypomniały o gotowym do wypikowania patchworku.

Kilka wieczorów później, szaro-miętowo-różowy pled był gotowy do prezentacji.

Pierwsze trójkąty wiosny nie czynią…

Ktokolwiek obserwuje moje patchworkowe próby, zauważy pewną prawidłowość. Dotychczas zszywałam wyłącznie kąty proste. Kwadraty i prostokąty – nie wychodziłam poza bezpieczną strefę.

Tymczasem trójkąty bardzo często pojawiają się w moim ulubionym cyklu na YouTube – Midnight Quilt Show. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji tam zajrzeć, koniecznie spróbujcie. Prowadząca Angela Walters z dużą dozą humoru pokazuje jak stworzyć wyjątkowe quilty. Odcinki są po angielsku, ale każdy, kto będzie miał kłopoty ze zrozumieniem, może po prostu nacieszyć oko feerią barw. Przy kolejnym sezonie programu postanowiłam podjąć trójkątowe wyzwanie o nazwie HST (half square triangle).

Kwestia wyboru kolorystyki do sypialni próbowała się rozwiązać już któryś miesiąc. Szare ściany i białe dodatki potrzebowały barwnych plam. Turkusowych? Różowych? Wybór, zaskakujący dla mnie samej, padł na zielenie. Wystarczyły świeczki  w Pepco, które kompletnie pokrzyżowały moje kolorystyczne plany. Przegląd szafy, małe zakupy, pomiary i obliczenia. Układ trójkątów na narzucie miał z założenia być chaotyczny. Koleżanki z grupy fb Patchwork po Polsku doradzały jednak, by ów chaos spróbować zaplanować. Czy mi się udało? Żmudnie układane w idealnie zaplanowany chaotyczny wzór trójkąty, postanowiły w trakcie zszywania zmienić swoje miejsce w szeregu i i planowany chaos już nie do końca był taki zaplanowany.

Wśród dodatków znalazło się jeszcze więcej świeczek oraz dziergane koszyczki, które wykonała dla mnie Agnieszka z hoohooworld. Jeszcze tylko ściany czekają na ubranie w botaniczne plakaty. I tak gotowi czekamy na wiosnę;)

Dla Syna

Remont pokoju synka tuż przed jego uroczystością Pierwszej Komunii Świętej był pretekstem do uszycia kolejnej kołderki – prostej geometrycznej, jednym słowem – „męskiej”. projekt typu Shadow Box Quilt, dający ciekawe optycznie złudzenie wisiał zawieszony na mojej pinterestowej tablicy od kilku miesięcy. Dobór kolorów był oczywisty – musiał pasować do nowego pokoju Kuby. Również motyw prostokątny i linie pikowania nawiązują do stylistyki wymarzonego pokoju: w końcu „młodzieżowego”, nie dziecięcego. Wykorzystałam amerykańskie tkaniny z kolekcji jednobarwnych tkanin Kona, a „plecki” quilu to polska bawełna. Wypełnienie to owata 0 gramaturze 200, co zapewni miłe ciepełko w zimowe wieczory.

 

Dla maluszków

Wyjście poza komfortową strefę kwadratów wydaje się nieosiągalne. Tym razem na specjalne zamówienie oczekującej cioci powstały dwa kompleciki dla małych dziewczynek, które wkrótce mają pojawić się na świecie. Jak zwykle skorzystałam z gotowego zestawu – charm pack. To sprawdzony sposób na idealne dobranie tkanin – gotowa kolekcja projektanta zebrana w kwadratach o rozmiarze 5 cali.

Potwór Bargello

Precuts – pod tą nazwą kryją się gotowe zestawy bawełny w wielu kolorach i  deseniach przycięte do tego samego rozmiaru: najczęściej paski i kwadraty. Uwielbiam te paczuszki, które zawierają kawałeczki tkanin z całej kolekcji. Komponują się ze sobą idealnie, bez możliwości popełnienia błędu na etapie łączenia wzorów. Większość z moich dotychczasowych tworów patchworkowych powstało właśnie z wykorzystaniem tych zestawów, dobierałam jedynie gładkie tkaniny w korespondujących odcieniach.

Tym razem skusiła mnie rolka jednobarwnych pasków z kolekcji gładkich tkanin Kona. Pastelowe kolory  z tej kolekcji już wcześniej wykorzystałam komponując Granny Square Quilt

Paski ułożyłam według porządku zaproponowanego przez projektanta, łącząc trzy takie zestawy, tnąc je następnie i układając w nowym porządku. Pikowanie takiego kolosa z grubą ociepliną wewnątrz było prawdziwą katorgą. Ręce bolały, narzuta ciężko przesuwała się po stoliku, ale efekt końcowy wart był wszelkich cierpień.