Do korzeni, czyli ukochanych kwadratów – klasyki i najprostszej formy zarazem. Wyciągnęłam z przepastnej szuflady kawałki bawełny, które zalegały niewykorzystane we wcześniejszych projektach i zamieniłam je w cieplutki i milutki otulacz.
Wyszło – uroczo. Prosto i zwyczajnie, ale w swej prostocie – uroczo
Tym razem patchwork, który chyba najdłużej spoczywał niewykończony. Top (górna część składająca się z pozszywanych kawałków tkanin) był gotowy już w połowie minionego roku. Udało mi się nawet połączyć go z ociepliną i spodem i spiąć agrafkami. Niestety zabrakło motywacji i tak potraktowany, został odłożony na dłuższy czas na półkę w garderobie. Okołoświateczne wolne chwile wołały o zadanie do wykonania i przypomniały o gotowym do wypikowania patchworku.
Kilka wieczorów później, szaro-miętowo-różowy pled był gotowy do prezentacji.
Zakończenie roku to zwykle pora na podsumowania. Tym razem nie będę prezentować tegorocznych dokonań, a zaprezentuję projekt, który zaprzątał moje myśli od dawna. Wiem, że dość często naużywam stwierdzeń „od dawna”, „dość długo”, ale prawda jest taka, że większość moich działań, to rzeczy, które rodzą się pod wpływem jakiegoś impulsu, dojrzewają do realizacji i rodzą się w bólach.
Panel Dream Big przyleciał do mnie z USA. To nadrukowany kwiat na tkaninie o wymiarach 110cm x 110cm. Wybór kolorystyki nie był łatwy. Producent oferuje kilkanaście (dziesiąt?) opcji kolorystycznych. Wybrałam taki, który, powieszony, ubierze wiosenno/letnio jadalnię.
Całość wypikowałam metodą FMQ (free motion quilting) czyli swobodnym „malowaniem” igłą i nicią po tkaninie. Gotowy wyrób naciągnęłam na płytę przyciętą pod wymiar.