Można by dyskutować nad sensownością kapturów w bluzach dla dzieci. Temat przerabiałam gdy dzieciaki były wiku niemowlęcym (totalne nieporozumienie). Zraziłam się dość szybko. Jako Polki (no mamy, bo przecież nie ojcowie) mamy tendencję do przegrzewania dzieci. Wolimy czapeczki, które szczelnie opatulą buzię, zamiast nonszelancko przywdzianego kaptura (nie daj Boże za luźny!) Nie będę odcinać się od tych matek. Teorię o nieprzegrzewaniu dzieci znam i … no znam i tyle. Na szczęście są w pogodowym kalendarzu Polski takie dni, gdy jako matki możemy pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa – znaczy kaptury.
Moje (znaczy Basi i Kuby) bluzy powstały z jednego wykroju z wykorzystaniem materiałów z ulubionego źródła (patrz Materiałowe Cuda na FB). Były to pierwsze próby wszycia zamka dzielnego (czy-jak-mu-tam). Nieskromnie przyznam, że jestem zachwycona. Baś musi odczekać jakiś czas, by wpasować się w amerykańską rozmiarówkę, rozmiar Kuby – trafiony.