Wśród moich noworocznych postanowień – tych całkiem oczywistych, znalazło się i takie, które dotyczy stricte mojego hobby. Obiecałam sobie, że nie zakupię ani grama dzianiny, póki nie wykorzystam choćby połowy z tego, co obecnie chomikuję we wszystkich możliwych zakamarkach mojego domu. Sprawa o tyle poważna, że gromadzę, oprócz zgrabnych i wymiarowych kawałków (100 x 150), również ścinki, których najnormalniej w świecie żal mi wyrzucić.
W przypływie weny i przerzucania sterty kawałków, zaplanowałam kolejną sukienkę dla córci. Wyłowione skrawki zapowiadały szaleństwo kolorystyczne, które jeszcze kilka lat temu byłoby nie do pomyślenia. I tak w roli głównej wystąpiły: jersey w kolorze koralowym i fuksji, pomarańczowa pętelka (resztka po dyniowej kreacji). Ściągacz w żółtym kolorze przeznaczony był do realizacji innego projektu, ale przecież zawsze można dokupić ;). Kieszonki, jako jedyne, wycięłam z większego kuponu dzianiny (znając życie zabraknie mi kiedyś tych kilkunastu centymetrów i będę musiała dokupić kolejny metr….).
Wykrój – nasz ulubiony (mój i Basiowy). Pisałam o nim TU i uszyłam już około 10 sukienek z jego wykorzystaniem.