Świąteczny czas…

Przygotowania do Świąt w każdym roku przybierają inny charakter. Raz pieczołowicie szykuję prezenty, innym razem idę w tej kwestii na łatwiznę, angażując całą energię w nowe dekoracje do domu.  Przychodzi mi to z trudem. Nie mam zmysłu dekoratorskiego, a wizyta w centrum ogrodniczo-dekoracyjnym skutkuje bólem głowy od nadmiaru stylizacji. Nie umiem też lekką ręką wydać kilkuset czy tysiąca złotych na dekorację, która rozstawiona w domu może wyglądać inaczej niż sobie wymarzyłam buszując wśród sklepowych półek.

Od kilku lat szykuję elementy dekoracji (raczej przypadkowe, pod wpływem impulsu), które dołączają do zeszłorocznych i komponują się z nimi raz lepiej, raz gorzej. Dekoracja z zeszłego roku ozdobiła dom i tym razem. Na pólkach zasiadły też niedźwiedzie polarne. Planem na ten rok były figurki żołnierzyków inspirowane klimatem baśni Andersena z wykorzystaniem wykroju od Tonne Finnanger (skandynawskie wzornictwo). Jakkolwiek pięknie i prosto wyglądają w książce, szycie wymaga skrócenia szwu i manewrowania po zakrętach.  A wypychanie wąziutkich elementów? Istna tortura!

W zgodzie z tradycją…

Jakoś tak poukładały się moje szyciowe poczynania, że corocznie przygotowuję świąteczną sukienkę dla córki. To chyba raczej moje widzimisie, niż autentyczna potrzeba Basi. W szafie wiszą jeszcze kreacje z lat ubiegłych ( np. —> ta <—-), gdyż Mała rośnie niespiesznie, a tu sklepy internetowe tradycyjnie kuszą nowymi wzorami. I tak oto urzekła mnie kolekcja Camelot Fabrics, którą wypatrzyłam w sklepie Miekkie. A kolekcje tkanin mają to do siebie, że każdy ze wzorów pasuje do innego i można dowolnie mieszać i łączyć wzory w jej obrębie.

I przyznam szczerze, miałam spory dylemat by wybrać jeden z nadruków na świąteczną sukienkę. W dwóch zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Dość odważne połączenie wydawało mi się mało racjonalne – dwa różne i dość charakterystyczne wzory mogły kłócić się w jednym produkcie,  ale serce podpowiadało by dać upust świątecznej jarmarczności i pozwolić sobie na odrobiną szaleństwa.

Gdy zabrzmi „Last Christmas”…

Przygotowania do Świąt to temat w wielu domach drażliwy i niezrozumiały dla męskiej części domostwa. Zapał, euforia i zachwyt pojawiają się wraz z pierwszą emisją Last Christmas w RMF. Kobiety w amoku przeglądają gazetki marketowe w poszukiwaniu błyszczących durnostojek, które zbiorą calutki grudniowy kurz w mieszkaniu, kupują kolejne pudełka bombek (choć żadna się w zeszłym roku nie stłukła) i z błogością miziają mięciusie pledziki (w jedynym słusznym kolorystycznym połączeniu świątecznym: biel+czerwień. Koniecznie w stylu skandynawskim). Nic tak nie smakuje jak kawa z kubka w dzierganym wdzianku, a latarenka (w wersji XXL) stoi już chyba w każdym możliwym pomieszczeniu w domu. Jeszcze tylko ręczniczki w renifery, mikołajowa ozdoba na sedes i – JESTEŚMY GOTOWI!

Nie bez znaczenia pozostaje dobór garderoby na czas uroczystego świętowania. Musi być pięknie i wygodnie (dzianina choć mało elegancka, świetnie poradzi sobie z 12 daniami na wigilijnym stole). Miałam w tym roku plan, by wszystkich domowników odziać w okazjonalne czerwone lub zielone sweterki z reniferem/Mikołajem/choinką. Nasz lokalny SH przewidział takie zapędy i wygospodarował specjalny wieszak z wdziankami  prosto z filmu Bridget Jones. Żarty żartami, sweterki były średniej jakości i absurdalnych rozmiarów (niczym dla Big Johna z Texasu). Choć niektóre aplikacje rozczulały, zrezygnowałam z zakupu.

Motorem napędowym do stworzenia świątecznej kreacji dla Baśki był konkurs szyciowo-fotograficzny organizowany przez sklep internetowy z dzianinami Dresówka.pl. Nie mogłam zaprzepaścić takiej szansy, wszak nagrody zacne. Tym sposobem powstała sukienka ze sznurowaniem na pleckach z cudownej dzianiny w brokatowe śnieżynki. Za halkę posłużyła czerwona pettiskirt (zarówno sukienkę, jak i spódniczkę można z powodzeniem nosić osobno).

 

dsc05715web dsc05744web dsc05764wweb dsc05769web dsc05779web dsc05789web dsc05804web dsc05816web